Po krótkiej medytacji i przegryzieniu
kilku waniliowych wafelków postanowiłem kontynuować rozważania
nad konstrukcją nowoczesnej encyklopedii. Podstawową kwestią jest
zebranie odpowiednio zmotywowanego zespołu. Dla mniej zorientowanych
czasy w których autor tak obszernej publikacji autorytatywnie
decydował o jej konstrukcji, zawartości oraz co z bólem przyznaje
wyglądzie odeszły w zapomnienie. Miejsce projektanta też
niebezpiecznie dryfuje w kierunku teorii konstrukcji nawigacji –
prościej w kierunku wymyślenia interface'u i zasady działania. Nie
jest już tylko panem od ładnej grafiki a może wręcz Wielkim
Architektem przedsięwzięcia. W procesie kształcenia zyskujemy
narzędzia pozwalające nam na zarządzanie wiedzą w formie
wizualnej, w formie, która najlepiej trafia do odbiorcy. Uważam, że
przyszłość związana będzie ściśle ze współpracą wąskich
grup specjalistów. Nie bez znaczenia pozostaje relacja pomiędzy
projektantem a programistą. Coraz doskonalsze bazy danych i
biblioteki gotowych skryptów oraz wykorzystanie silników i
mechanizmów gotowych już stron pozwala w przeciągu godzin
zaprogramować to co wymagało tygodni lub lat. Interaktywność,
wariacyjność i elastyczność to nowy Bóg, honor, ojczyzna naszych
czasów. Warto wytatuować sobie te trzy maksymy na klatce piersiowej
lub za klasykiem projektowania Sagmaisterem wyciąć je sobie
żyletką. Podstawową, ale gigantyczną jak McZestaw powiększony
wadą Wikipedii jest to, że jest co prawda wspaniale rozbudowaną,
ale tylko kopią papierowego pradziadka. Dodanie kilku hiper linków
i linków zewnętrznych nie czyni jeszcze z nie niej interaktywnej
encyklopedii. Podstawowym postulatem wydaje się rezygnacja częściowa
lub całkowita z papierowej wersji. Forma najlepiej identyfikująca
się z Duchem naszych to strona internetowa, spleciona z systemem
interaktywnych aplikacji, słownik powinien zyskać formę platformy
błyskawicznej wymiany wiedzy pomiędzy specjalistami, pasjonatami i
wciąż prowadzącymi studia adeptami określonej dziedziny. Chmura,
rozszerzona rzeczywistość, HTML5, kody qr, aplikacje rozpoznające
kształty to nie science fiction a konieczne środowisko do
organizacji i dzielenia się wiedzą na miarę XXI a nie XIX wieku.
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Z archiwum X cz.1
Nie bójcie się. Poniższy post nie
dotyczy człekokształtnych trójpalczastych istot, ani „boskich
astronautów” na rydwanach ognia, choć z ręką na sercu muszę
przyznać, że od dłuższego zastanawiam się czy w zbiorze bajek i
legend nie leży jakiś fundamentalny fakt. Archiwum X to nic innego
jak Archiwum symboli gdzie X oznacza niewiadomą, białą plamę,
którą w swojej pracy dyplomowej postaram się wypełnić.
Jak przebiega rewolucja w myśleniu,
jak postępuje rozwój? Nie ma na to określonej recepty, nie ma
przepisu w którym podadzą wam substraty a wy jak za pomocą
czarodziejskiej różdżki zmienicie skostniałą rzeczywistość,
odważnym krokiem wstępując na barykadę utartych schematów. Jeśli
ktoś wam mówi, że ów schemat rozgryzł niczym Steve Jobs niedobre
jabłko - kłamie.
Świat to zbiór białych plam. A
naszym celem czy nam się to podoba czy nie jest ich zapełnianie. Ze
wszystkich stron zalewają mnie zawodzenia i lament nad brakiem pracy
dla humanistów. Pojawiają się inwektywy pod kątem rządzących,
rodziców, nauczycieli i księdza proboszcza. Nazywają siebie
oszukanym pokoleniem, wręcz zdradzonymi o świcie – bo przecież
obiecywali im prace. Co roku dziesiątki tysięcy młodych ludzi po
takich kierunkach jak filologia polska, kulturoznawstwo, socjologia
kultury czy historia sztuki spotyka się z barierą nie do
przeskoczenia. Osób z ich kwalifikacjami wyprodukowano przecież
zbyt dużo. Z byt dużo jak na co? Powszechna homogenizacja kultury i
wyparcie wartości wyższych na trzeci i czwarty plan, kosztem
dążenia do uzyskania jak najszybciej dostępnej i jak najmniej
wymagającej rozrywki sprawia, że studenci po ukończeniu tych
kierunków czują się zagubieni. Oszukani. Czy na pewno?
Wiele elementów tej linii argumentacji
jest słusznych, ale czas by zajrzeć we własne sumienie. Czy ludzie
z takim wykształceniem starają się kreować niszę, czy doskonalą
się w specjalistycznych działkach, czy wreszcie dążą do
perfekcji. Postęp technologi, który odbywa się w ciągu
geometrycznym nie jest początkiem końca epoki humanizmu, a
narodzinami nowych sposobów organizacji, hierarchizacji wiedzy.
Jeśli ktoś myśli, że Wikipedia to ostateczny poziom rozwoju
cywilizacji jest w błędzie. To pierwszy krok. Portal ten jest
cyfrowym odpowiednikiem Wielkiej Encyklopedii Francuskiej. Jest to
pierwsze źródło informacji, pierwszy kontakt z zagadnieniem. Jak
doskonale wszyscy wiemy długa historia encyklopedii nie zakończyła
się w drugiej połowie XVIII wieku we Francji. Tylko jaką formę
miała by przybrać encyklopedia naszych czasów?
niedziela, 27 stycznia 2013
Świt bogów. cz.II
W dobie ofensywy nurtów neopogańskich
i szerzącej się wszech obecnie myśli niereligijnej wydawałoby
się, że religia chrześcijańska jest w odwodzie. Nic jednak
bardziej mylnego. Jedynym problemem przed jakim stają projektanci
czy młodzi adepci fotografii mody to granica, której choćby z
powodów kulturowych nie powinni przekraczać. I to stanowi prawdziwy
problem i wyzwanie – bo sami widzicie, że przemysł ten opiera się
w głównej mierze na szoku i przesuwaniu granic społecznych.
Wielkim świata mody, który postanowił
zmierzyć się z tą patową sytuacją był Jean Paul Gaultier.
Spreparował on olśniewającą pod względem estetycznym i
relatywnie kontrowersyjną kolekcję inspirowaną wizerunkiem Madonny
na przestrzeni wieków. Niby i aureole wieńczące głowy modelek
wykonane z prawdziwego witrażu, mieszają się tu z płytami pleksi.
Mieszanina faktur, stylów i tekstur jasno wskazuje na to, ze autor
chciał ukazać wariacyjność występowania różnych odmian Maryi
na całym globie. Część osób odbierze to jako cyniczny pastiż
kultu matki Jezusa, inni zinterpretują to jako wnikliwe studium
antropologiczne. Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Moim
zdaniem wygrała na tym moda. Bogatsza o delikatnie przełamane tabu.
Trzy lata później (2002) na pokazie
houte cuture w Brukseli granice tą przesuwa projektant polskiego
pochodzenia Arkadius. Poniekąd kontestuje on ideę „przebierania”
ikon w sukienki, w miarę zręcznie jednak broniąc się przy tym
przed prostą parodią. Dodatkowym atutem jest również świetne
wykończenie całości i dopracowanie detalu.
Powyższe
przykłady jednak ocierają się o sztukę wysokiego krawiectwa, co
niemalże automatycznie dyskwalifikuje je z codziennego użytkowania,
a religia jest przecież sprawą codziennej praktyki. I tu kolejne
zaskoczenie. Od kilku dobrych sezonó trend związany z religją
gości także na pokazach pret-a-porter, redy to wear oraz na ulicy.
Skala tego zjawiska rozciąga się od wiktoriańsko – gotyckich
medalionów i wisiorków o charakterze kultowym, przez punkowe
interpretacje pod postacią wyzywających t-shirtów z motywem
krucyfiksu, uzupełnione oczywiście wielkimi kolczykami w tej samej
estetyce. Domy takie jak YSL, Castelbajac czy Jeremy Scott starają
się podołać zapotrzebowaniu na taką estetykę na co dzień. A na
polskim rynku? Zdecydowanie zachwyca seria T-shirtów marki Hyakinth
z printami Sądu Ostatecznego pędzla Hansa Memlinga i Madonny pośród
czerwonych aniołów Jeana Fouquet'a. By odpowiednio uświęcić tego
typu produkty, warto być jednak gorliwym i świadomym wyznawcom
mody.
Świt bogów. cz.I - visual
Wybrane kadry z kalendarza Pirelli. (fot. Karl Lagerfeld)
Kadry z filmu Immortals. Bogowie i herosi.
vs. Estetyka młodego fotografa mody
Świt bogów. cz.I
Symbol od zawsze służył kreowaniu i
promowaniu wizji (oprócz oczywistej formy symbolizowania lub
przedstawiania). Proporce pretorów w starożytnym Rzymie budziły
respekt i strach na polu bitwy i poza nim, krzyż a wcześniej ryba
czy PaX były znakami marketingowymi Jezusa z Nazaretu, które
uwiarygadniał jego działania i pozwalały mu się wybić ponad
rzeszę innych mędrców, filozofów i cudotwórców tamtych czasów.
Te mechanizmy nie zmieniły się do dziś. Świat kocha opowieści.
Im bardziej epickie i mityczne – tym lepiej. Twórcy wizualnej
rozpusty czerpią z tych mechanizmów pełnymi garściami by przekuć
je w róg obfitości z którego popłynie niewysychające źródełko
gotówki. Dziś zajrzymy na najdonioślejszy z Olimpów przepychu,
zawitamy w świecie mody.
Styl, smak i estetyka marki muszą
pokrywać się z założeniami i pierwotnymi koncepcjami. Nie
zaszkodzi również trafić w odpowiedni czas. To wszystko udało się
pogodzić Gianniniemu Versace. Od dziecka pasjonował się
opowieściami zawartymi na kartach grecko – rzymskich mitologi.
Urzeczywistniały jego podświadome pragnienie zdobycia potęgi i
władzy. Estetyka ta na zawsze pozostanie związane z tym domem mody,
stając się z czasem jego wizytówką. Młody Giannini nie bez
powodu rozpoczął swój marsz na szczyt od wykreowania własnej
mitologi, nie chciał być kolejnym projektantem, krawcem bez wizji,
chciał udowodnić, że jest kimś więcej. Nie człowiekiem a
legendą. I stał się nią kiedy będąc u szczytu sławy został
zastrzelony nieopodal swojej rezydencji przez seryjnego mordercę.
Kolejnym wielkim w Panteonie bogów
mody jest Karl Lagerfeld człowiek, który kontynuuje dziedzictwo
słynnej Coco Chanel – ikony. Jemu również nie są obce
inspiracje pochodzące z krainy Hellenów. Kalendarz Pirelli na rok
2011 jego autorstwa obfituje wręcz w przedstawienia zaczerpnięte z
mitologi greckiej. Estetyka jest tu jednak dużo bardziej
zachowawcza. O źródle natchnienia szepczą jedynie wykonane z
pietyzmem dodatki jak hełmy czy wieńce laurowe. To wystarczy jednak
by bez trudu wskazać konkretnych członków Olimpijskiej braci.
Kostiumy filmowe oraz scenografia z
ostatnich produkcji spod znaku Hollywood starają się replikować tą
estetykę. Twórcy filmu Immortals. Bogowie i herosi niemal do
perfekcji opanowali trudną sztukę wizualnej mimikry niemal kopiując
(oraz rozwijając) propozycję z sesji zdjęciowych do najlepszych
magazynów mody. Młodzi twórcy również nie pozostają w tyle, bo
przecież kto z nas nie pragnie wdrapać się na szczyty Olimpu i
zagrzać tam miejsce sącząc powoli wspaniałą ambrozję sukcesu,
okupioną syzyfową pracą w uniwersum designu.
niedziela, 20 stycznia 2013
sobota, 19 stycznia 2013
Na początku nie było słowa
Jakimże był bym bloggerem, bez
odwołania się do mojego starszego brata – imiennika w pisarskim
rzemiośle. Przyznam szczerze i ze wszech miar rezygnując z sączenia
jadu, że fragment „Na początku było słowo...” jest jednym z
najlepiej brzmiących pasaży w całym utworze. Mam nadzieje , że
słowo „pasaż” nie kojarzy Wam się już tylko z orgią
komercyjnej rozpusty, której to ze wstydem przyznaje – sam coraz
częściej ulegam (Kto nie kocha pięknych ubrań? Na swoją obronę
mam: Kalos kagathos). Wracając do głównego nurtu. Na
początku było Słowo, Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Wg
Mitologii Chrześcijańskiej, Bóg powołał świat za pomocą Słowa,
by stworzyć jego Obraz i Obraz człowieka na Swoje podobieństwo.
Ktoś kto oczekuje teraz ontologicznego wykładu na temat powstania
świata musi raczej odwiedzić innego bloga, na moim znajdzie
najwyżej próbę rozbicia tych wizji na elementarne cząstki symboli
i substraty kultury. Ale też nie w tym poście, bo on dotyczy
języka. Właśnie w tej materii nie zgodzę się z najmłodszym z
ewangelistów.
Na początku był obraz i
to obraz otaczał człowieka, aż ten zdecydował się ów obraz
przełożyć na dźwięk lub … rysunek. Począwszy od pierwotnych
malarskich opowieści na ścianach Lascaux
i Altamiry,
poprzez skrupulatne, urzędnicze wręcz pismo piktograficzne na
skraju Mezopotamii przez mitologiczne opowieści zdobiące sarkofagi,
katakumby, piramidy i pałace w starożytnym Egipcie.
Z
czasem jednak okazało się to nie wystarczające, z pewnością
przez ten nieokiełznany „głód w sercu, która sprawia,że chcemy
więcej i więcej” jak karzą nam wierzyć twórcy Atlasu chmur
lub porostu chcieli powiedzieć nam coś ponad ,,Haphet kupił 6
krów za dwie tony zboża" – specjaliści do dziś się spierają. I
tu pojawia się miejsce pisma ideograficznego, który był już na
poły odrealnionym symbolem równie abstrakcyjnej idei / zachowania.
Prostą
ścieżką kulturowej i mentalnej ewolucji społeczeństwa docieramy
do pierwszego pisma alfabetycznego jakim było pismo Fenicjan. Ta
podróż mnie trochę znużyła. Zapachniało lekcjami historii z 4
klasy szkoły podstawowej. Wsiadamy więc do francuskiego TGV by
pomknąć w kierunku tego czym słowo jest dzisiaj. Przepełnione
zwierzęcym Id tagi i throw up'y na ścianach betonowych osiedli,
wykonane z chirurgiczną precyzją style i murale, dynamicznatypografia, typografia przestrzenna, (marzenie św. Jana gdzie słowo
staje się obiektem), slum, freestyle, slang, liberatura, książka
artystyczna, projektowanie krojów pisma, hipertekst, rozszerzona
rzeczywistość, typografia ilustracyjna i milion innych dziedzin w
których możesz zrobić użytek z dziedzictwa starożytnych. Brak Ci
słów to dobrze. Czasem obraz mówi więcej.
Odzyskajcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie
Witajcie,
pewnie się nie znamy / znamy się
dobrze / lub widzimy się zdecydowanie za rzadko, nie ważne czy
trafiłeś na tego bloga przypadkiem / celowo / dzięki znajomemu /
czy szukasz materiałów do wypracowania w szkole, gdyż do
najbliższej biblioteki musiałbyś jechać z trzema przesiadkami
a znalazłbyś tam z dziedziny, która Cię interesuje jedynie XIV wieczny manuskrypt po łacinie lub pierwsze wydanie Akademii Pana Kleksa. Tak mam czelność twierdzić, że współczesne / nowoczesne wydawnictwa o symbolach sprowadzają się do zilustrowania kilku podstawowych symboli z opisem tak lakonicznym i ogólnikowym a co najgorsze tak nieciekawym, że od razu sięgasz w empiku po kolejną książkę w stylu 101 przepisów na pizzę wegetariańską. Miało to być krótkie przywitanie. Czy nie wystarczyło:
a znalazłbyś tam z dziedziny, która Cię interesuje jedynie XIV wieczny manuskrypt po łacinie lub pierwsze wydanie Akademii Pana Kleksa. Tak mam czelność twierdzić, że współczesne / nowoczesne wydawnictwa o symbolach sprowadzają się do zilustrowania kilku podstawowych symboli z opisem tak lakonicznym i ogólnikowym a co najgorsze tak nieciekawym, że od razu sięgasz w empiku po kolejną książkę w stylu 101 przepisów na pizzę wegetariańską. Miało to być krótkie przywitanie. Czy nie wystarczyło:
Witajcie,
Nazywam się Jan Sętowski. Blog, który
właśnie wyświetla się w jednym z okien Twojej przeglądarki,
stanie się portalem do zrozumienia kontekstu świata w którym
żyjesz. A ja będę Charonem, który pomoże Ci się przeprawić
przez Styks, niczym Wergiliusz przeprowadzę Cię przez bramę piekła
nieodgadnionych znaczeń ukrytych w symbolach. Brzmi zbyt nudno /
pompatycznie / doniośle. Masz rację. Postaram się więc o
ciekawszy kontekst. Co powiesz, gdy całość doprawię szczyptą pop
kultury? O przepraszam rozsypała mi się solniczka. Dobrze będzie
jej więc więcej niż planowałem. Postaram się opowiedzieć o tym
istotnym elemencie z perspektywy wierzącego
i praktykującego projektanta, dziś wypadałoby użyć modnego słowa designera.
i praktykującego projektanta, dziś wypadałoby użyć modnego słowa designera.
Blog ten
równocześnie stanie się platformą research'ową
do mojej pracy dyplomowej
z projektowania graficznego, a ściślej z informacji wizualnej. Wiem, że wielu z was dział ten wydaje się skostniały i z lekka przynudnawy, ale ja twierdzę, że Information is Beautiful (David McCandless). Wciąż mi nie wierzycie? Sprawdźcie jego wykład dla TED, jeśli książka wydaje się być zbyt poważnym wyzwaniem / wydatkiem :
z projektowania graficznego, a ściślej z informacji wizualnej. Wiem, że wielu z was dział ten wydaje się skostniały i z lekka przynudnawy, ale ja twierdzę, że Information is Beautiful (David McCandless). Wciąż mi nie wierzycie? Sprawdźcie jego wykład dla TED, jeśli książka wydaje się być zbyt poważnym wyzwaniem / wydatkiem :
Wracając
do mojej pracy dyplomowej. Będzie to pierwszy w Polsce i mam
nadzieję, że jeden
z najlepszych w ogóle wizualny (i pobłogosław Panie) interaktywny słownik symboli. Czy jest potrzeby? Czytajcie kolejne wpisy a postaram się was przekonać.
z najlepszych w ogóle wizualny (i pobłogosław Panie) interaktywny słownik symboli. Czy jest potrzeby? Czytajcie kolejne wpisy a postaram się was przekonać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)